Pobyt od 12 do 26 sierpnia 2020 r. z TOP Turistik. Słoneczny Brzeg przereklamowany. To brzeg Morza Czarnego zabudowany betonem. Oprócz kilku ekskluzywnych hoteli z zakątków przeziera mizeria i komuna, rozwalone chodniki. Oprócz plaży nie ma żadnych atrakcji. Nie ma jakiegoś porządnego bazaru a ceny w sklepach dużo wyższe niż w Polsce i sztucznie zawyżane. Restauracyjki mizerne, odstraszają swoim wyglądem. Zakupiona w \"Bułgarskiej kuchni\" musaka okazała się masą ziemniaczaną bez żadnego smaku. Fuj !!!!! Ogólnie Słoneczny Brzeg traci chyba na popularności bo wiele sklepików i marketów w czasie tego pobytu była zamknięta. Ogólnie nudy na pudy i po kilku dniach chce się wracać do domu. No chyba ze ktoś lubi się smażyć na plaży. Ale to można nad Bałtykiem, dużo fajniej i taniej. Z wycieczek fakultatywnych nie polecam Delfinarium w Warnie, połączonej z Monastyrem Aładża. Warna sprawia przygnębiające wrażenie, cały spektakl z delfinami trwa może ok 20 min. A Aładża to kilka zupełnie nieinteresujących jam w skale na kilkunastu metrach wysokości. Posiłek w cenie wycieczki był tez mizerny i niesmaczny. Odrobina puree i dwa kawalondki jakiegoś mięsa z grila plus kokilka maleńka jakiejś kartoflanki na wodzie. Polecam za to wycieczkę na Półwysep Kaliakra. Trochę daleko, ale można tam zobaczyć pozostałości archeologiczne z czasów greckich i przepiękne klify. Wart też pospacerować po Nessebyrze, to starożytne miasteczko na półwyspie ma rzeczywiście swoistą atmosferę. Warto się tam wybrać wczesnym rankiem, kiedy nie ma jeszcze tłumów. W wielu sklepach z winami jest proponowana bezpłatna degustacja trunków ( jest taniej, niż w niedalekim Słonecznym Brzegu ). Poza tym nuda. Dwa tygodnie na Słoneczny Brzeg to stanowczo za długo. Próbowałem wrócić przed czasem, ale TOP Turistik zaproponowało mi lot jeden dzień przed planowanym powrotem i to za dopłatą. Totalna bzdura. Dałem radę wytrzymać do końca, ale już nigdy więcej Bułgarii. Jeśli chodzi o hotel Ivana Palace, to trzeba przyznać, że hotel jest sterylnie czysty, nowy i zadbany. Jeśli chodzi o posiłki ( ja miałem opcje tylko śniadania ), to w mojej ocenie tragedia. Zero kulinarnej inwencji twórczej. Nawet z tych słabej jakości produktów spożywczych można było zrobić coś zjadliwego. A tak codziennie było : rozwodnione soki jabłkowy i ananasowy, jajka na twardo, jajecznica, sadzone, ociekająca tłuszczem smażona mortadela i tosty, jakieś białe, słodkie pieczywo i niesmaczne herbatniki, pomidor, pokrojona papryka, ogórek, margaryna, liście sałaty, produkt seropodobny, słabej jakości serwolatka, biały ser solankowy, słabej jakości jogurt, płatki, mleko. Przez całe dwa tygodnie dyżurnym owocem był arbuz, bo był najtańszy. A to był sierpień, miesiąc owocobrania w ciepłej Bułgarii...... Szczerze mówiąc po trzech dniach wchodząc na stołówkę i patrząc na te smażone tosty i mortadelę rosło mi w gardle i po wypiciu szklanki kakao szedłem na miasto, żeby kupić banicę, czyli miejscową bułkę nadziewaną serem. Mimo zwrócenia uwagi rezydentowi, że jedzenie jak na 4 gwiazdkowy hotel jest okropne, nic się nie zmieniło. Korzystając z komunikacji publicznej z nudów pojeździłem sobie po najbliższych okolicach - Kableszkowo, Burgas, Sozopol. Powiem szczerze - nic mnie nie urzekło, wręcz przygnębiło. Dlatego nigdy więcej nie pojadę do Bułgarii. Ja nie mam po co.